Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   463   —

go dyabli ponieśli. Dostawcy nieszczególny zrobili wybór pełnomocnika...
— O, za pozwoleniem — odrzekł cywilny. — Myśmy przewidzieli, że posłaniec może wpaść w ręce Boerów, i dlatego wysłano nas dwóch. Moja droga była wprawdzie krótsza, ale wcale nie bezpieczniejsza; Grey zaś nie był może dokładnie pouczony o wszystkiem i dlatego prawdopodobnie błąka się po okolicy.
Byłem poruszony treścią tych słów. A więc dostawcy wysłali dwóch ludzi, z których tylko jeden wpadł w nasze ręce, wobec czego porucznik Klintok został powiadomiony o wysyłce i znajdował się tu właśnie z szesnastoma Zulami, ażeby odebrać transport, o który nam tak chodziło...
— No, nasze szczęście! — szepnął Sami; — ludzie ci nie wiedzą nic o dyamentach, przy których siedzą tak niedaleko.
Pomijając to, obecność tych ludzi tutaj była bardzo niebezpieczna dla naszego przedsięwzięcia, i udać się ono mogło jedynie pod tym warunkiem, że ich unieszkodliwimy.
— A więc transport nadejdzie przez Kerspass? — ozwał się posłaniec.
— Tak — odrzekł porucznik Klintok. — Oczekuje nas tam większy oddział Kafrów wobec możliwości obsadzenia przełęczy przez Boerów.
— A Kleipass?
— Obsadzono ją również, ale nie tak silnie, jak tamtą przełęcz; jest ona bowiem węższa, mniej ma zakrętów i można ją łatwo obronić; zresztą nie jest ona tak ważną, i obsadzono ją tylko w tym celu, by nie dopuścić oddziałów boerskich, gdyby się przedrzeć chciały na drugą stronę.
— Obawiam się jednak — wtrącił drugi Anglik, — że może być z nami bardzo źle. Wprawdzie mamy dwanaście tysięcy Zulów przeciw trzem najwyżej tysiącom Boerów, ale liczba tu nie stanowi. Boerów nie-