Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/503

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   461   —

— Słuchaj, Janie, i ty, cudzoziemcze! Jan jest synem Sami, a cudzoziemiec bardzo szlachetnym i dzielnym jego przyjacielem; że zaś obaj umiecie być przezorni, wyjawię przed wami pewną tajemnicę. Sami w czasie ucieczki przed Sikukunim w góry znalazł miejsce, gdzie było dużo czarnych dyamentów. Pozbierał je więc i ukrył, a teraz zabierze je w obecności waszej.
A więc — pomyślałem — człowiek ten chciał nam zrobić niespodziankę i dlatego nie zdradził się dotychczas, że w tych okolicach ukryte są jego skarby. Jeżeli teraz obok Jana zabrał mię z sobą, dowodziło to wielkiego do mnie zaufania.
— Sami zabrał tylko trochę dyamentów — ozwał się po chwili, — a w górach jest jeszcze dużo, dużo.Sami wskaże to miejsce Janowi, aby sobie wykopywał dyamenty sam, bez wiedzy innych Boerów.
Udzieliwszy tego wyjaśnienia, skinął, abyśmy szli za nim. Po niejakimś czasie zatrzymał nas obok wielkiego głazu i rzekł:
— Jan jest silny. Niech Jan odwali ten złom skalny.
Młody człowiek zaparł się, jak tur, i dźwignął blok, stawiając go kantem, a Sami sięgnął ręką pod spód i wydobył skórzany woreczek.
— Pomacajcie — rzekł, rozwiązawszy zawiązkę, — bo ciemno jest i nie zobaczycie. Jest ich ishumi, ilinci mboxo[1]. Dość, co? Zaprowadzę was jeszcze do owej szczeliny, gdzie już sami będziecie kopali.
Miał zawiązać woreczek ponownie, gdy nagle zwrócił się do mnie:
— Cudzoziemiec obronił Czargę. Sami lubi cudzoziemca i daruje mu ten oto dyament...

Cofnąłem się, nie chcąc przyjąć podarunku, gdyż choćby to był nawet najmniejszy z kamyków, stanowił on wysoką wartość, nieproporcyonalną do usług, jakie oddałem jego ukochanym. Wprawdzie Kafr wiedział,

  1. Dwa razy po dziesięć i ośm.