Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/485

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   443   —

Wziął za uzdę mego wierzchowca oraz brabanta i trzeciego, którego zdobył niewiadomo jakim sposobem. Z braku czasu nie pytałem o to i obejrzałem dwa pozostałe. Należały do sławnej rasy mozambickiej, bardzo wytrwałej i z tego powodu poszukiwanej. Głowacze Kafrów używają pod wierzch jedynie tego gatunku koni. Obydwa konie miały na sobie w workach spory zapas mielonej kukurydzy, który mógłby wystarczyć na dłuższy czas, co świadczy najlepiej o ich wytrzymałości.
Kwimbo, napoiwszy swoje konie, wrócił do mnie po dwa pozostałe, ażeby je również zaprowadzić do wody, a miał przytem tak tajemniczą minę, jakby pocichu zamierzał wymienić swego brabanta na jednego z nich do swego użytku i radując się w myśli, że pojedzie na koniu, używanym do jazdy jedynie przez głowaczów.
— Uważaj na worki — rzekłem, — aby nie pospadały.
— O, mynheer, już ja wiem, co tam jest... Boer nie dostaną nic, a tylko mój koń i mynheer koń i Kwimbo koń.
Pozostawiwszy zwierzęta na jego tak czułej opiece, wróciłem do Boerów. Nie było wiele czasu do stracenia, więc uradziliśmy, że ja i Jan, mając najlepsze konie, pojedziemy naprzód, a inni, o ile można szybko, podążą za nami. Słysząc to, Kwimbo zmartwił się i mruknął:
— Kwimbo pojedzie też z mynheer.
— O, nie. Kwimbo będzie pilnował Anglika — rzekłem, i polecając go opiece Boerów, którzy mieli pozostać jeszcze do świtu, wyruszyliśmy z Janem bez dalszej zwłoki w kierunku farmy.
Młody Boer, jadąc obok mnie, milczał, myśląc zapewne o swoich i o grożącem im niebezpieczeństwie.
Po upływie niespełna pół godziny drogi usłyszeliśmy poza sobą tętent kopyt końskich, wobec czego zatrzymaliśmy się. Wkrótce okazało się, że był to