Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/476

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   434   —

— Neef Jan — ozwał się Uys, — oto ten mynheer przybywa właśnie od jeffrouw Soofje i od Mietje.
— Bardzo mi miło — odparł uprzejmie.
— Spotkawszy go, zaprowadziłem do twego domu, gdzieśmy się zapoznali bliżej. Zasługuje on w zupełności na twoją przyjaźń.
— Ależ rozumie się, że przyjmuję go otwartemi ramionami, tembardziej, że, jak się domyślam, jest Europejczykiem — odrzekł młodzieniec, ściskając mi ręce.
— Tak, to Europejczyk. Przybył w te strony w celach naukowych i turystycznych. Teraz domyślam się, że skoro przybywa aż tutaj do nas, musi mieć jakieś ważne zlecenie od twoich.
— Czyżby stało się co złego w moim domu? Proszę siadać, mynheer, pokrzepić się i mówić, bo jestem bardzo zaniepokojony.
Chwycił butelkę z winem krajowem (które, nawiasem mówiąc, ma ustaloną swoją sławę), nalał szklankę, którą wypróżniłem duszkiem, a za moim przykładem poszli i inni. Sir Grey usiadł tuż obok. Nie obawiałem się, by mi czmychnął, bo nie zdradzał nawet biedak w niczem podobnego zamiaru, który zresztą nie udałby mu się w tych warunkach.
Dobyłem z portfelu list i, podając go Uysowi, rzekłem:
— Proszę przeczytać.
— Hm! — mruknął, obejrzawszy papier, — całkiem zwykły list.
— Proszę podać dalej! List wędrował z rąk do rąk, i nikt się nie domyślił niczego, więc musiałem w końcu objaśnić Uysa, w jakim porządku należy czytać wiersze, aby zrozumieć treść pisma.
— A! to co innego! — rzekł wreszcie Uys, przeczytawszy pismo we wskazanym porządku. — To rzecz dla nas niesłychanie doniosła!
— Proszę pokazać! — domagali się wszyscy.