Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   415   —

tego sporządzone komentarze, z których jeden znajdował się w czapce, drugi zaś w lornetce.
Oczywiście, idąc za tą wskazówką, odśrubowałem lornetkę i, ku miłemu memu zdziwieniu, znalazłem tam rzeczony papier. Adresowano do porucznika Mac Klintok’a, który w dniu oznaczonym miał na czele zbrojnego oddziału Kafrów przejść pasmo górskie Kers i oczekiwać w pewnem miejscu transportu, a potem przeprawić go dalej w bezpieczne miejsce do Zulów. Dalej była uwaga, że Zulowie zaraz po otrzymaniu broni mają obsadzić wzgórza Klei, ażeby nie dopuścić Boerów, mieszkających po tamtej stronie, do niesienia pomocy zagrożonym ziomkom.
Z listu tego wynikało przedewszystkiem, że powstanie Kafrów przeciw Boerom było dziełem Anglików, którzy nietylko zaopatrywali czarnych w broń, ale nawet dawali im pewną liczbę oficerów, jako instruktorów w kampanii.
Jaki jednak związek zachodził między całą tą sprawą a pojawieniem się w okolicy Sikukuniego, o tem nie miałem wyobrażenia. Widocznie zapędziły go tu jakieś ważne sprawy, skoro nie wahał się przybyć w te strony w tak szczupłem gronie wojowników. Zagadkę tę mógł wyjaśnić jedynie Uys. Niestety, nie było go w domu. Postanowiłem tedy wyszukać go, o ile możności, jak najprędzej i poinformować o transporcie broni.
Kiedy rozmyślałem o tem, weszła do mego pokoju Mietje z wezwaniem do wieczerzy. Zasiedliśmy do stołu tylko we dwoje, gdyż Soofje nie opuszczała łóżka.
Rozumie się, rozmowa odrazu przeszła na temat dzisiejszego napadu na farmę, i byłem ciekawy dowiedzieć się bliższych szczegółów o tym napadzie.
— Do ostatniej chwili nie przypuszczałam — rzekła dziewczyna, — aby nam groziło jakie niebezpieczeństwo, gdyż na razie pojawił się tylko jeden Zulu.
— Oczywiście Sikukuni wysłał go naprzód na zwiady. Cóż mówił ten przybysz?
— Zapytywał, czy nie byłoby dla niego jakiej