Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   384   —

popisywało się tą swoją umiejętnością w Europie w rozmaitych teatrzykach, strzelając do jabłka, umieszczonego na głowie żywego człowieka.
— Bynajmniej nie uważam pana za fantastę — odrzekłem — i upatruję w panu raczej bohaterskiego rycerza czynu i zwolennika realizmu.
— Tak? czy podobna? A jednak, jeśli nim nie jestem teraz, to być nim muszę wkrótce, choćby naprzykład z tego powodu, że zaprzeczam stanowczo, jakobyśmy mieli swą historyę.
— Jeżeli pan m oże uzasadnić to twierdzenie, to i wówczas jeszcze nie koniecznie zaliczałby się pan do utopistów.
— Owszem, mogę to uzasadnić, oczywiście nie wobec jakiegoś uczonego profesora, bo panowie ci wyznają bardzo ciekawe dogmaty. Oni budują z materyału swych myśli gmachy, sięgające obłoków, ale w gmachach tych jest zazwyczaj pustka. O budowę mieszkań dla pokoju i szczęścia ludzkości nie idzie im wcale. Tysiące książek napisali, ale w żadnej z nich niema ani cienia historyi.
— Panie!
— Tak, tak, mynheer. Pozwól pan na pewne porównanie. Nauki przyrodnicze rozpadają się na trzy główne działy: o zjawiskach przyrody, jej sile i jej prawach. Nauka przyrody ma za zadanie wykazać, w jaki sposób pewne siły i wedle jakich niezmiennych praw wywołują takie czy owakie zjawiska. Również i historya powinna na podstawie sił i praw wykazywać konieczność pewnych zjawisk historycznych. Czy jednak znane jest panu dzieło z zakresu historyi, któreby polegało na tych motywach? Czy czytał pan bodaj traktat o nieuniknionem zdarzeniu, które wynikło ściśle na podstawie wspomnianej siły i prawa?
— Ma pan poniekąd racyę.
— Bo i czemże nasi uczeni historycy są zajęci? Ograniczają się oni jedynie do sortowania materyałów w taki sam sposób, jak to czyni Kafr ze szklanymi pa-