Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   346   —

to w ową stronę, wskutek czego zadanie moje było bardzo utrudnione. Ażeby nieszczęśliwego zdjąć z pniaka, należało go podnieść. Lecz w takim razie zwiększyłby się mój ciężar i lina mogłaby się urwać...
Przyznam się, że wobec takiego stanu rzeczy przemknęła mi w pewnej chwili przez głowę myśl, żeby dać spokój wszystkiemu. Ale gdym spojrzał w straszną twarz nieszczęśliwca, dreszcz wstrząsnął mną do głębi. Toż gdybym tego biedaka pozostawił jego losowi, widmo jego ścigałoby mię przez całe życie i czyniło wyrzuty, żem nie dopełnił obowiązku, jaki na mnie włożył Stwórca!
W człowieku tym — myślałem — nie zgasło jeszcze życie, i możnaby go zapewne wyleczyć z ran, które poniósł podczas katastrofy. A jeśli nie, to wówczas może przynajmniej dałoby się nakłonić go do skruchy przed śmiercią, gdyby przytomność chociaż na krótki czas uzyskał. W razie zaś, gdybym go tak zostawił, musiałby umrzeć w grzechu, i sumienie moje czyniłoby mi słuszne pod tym względem wyrzuty.
Trudno zaprzeczyć, że ratunek tego człowieka wymagał wielkiego z mej strony poświęcenia, bo, chcąc nieszczęśliwca wydobyć ze strasznego jego „krzesła“, trzeba było narazić się na możliwe niebezpieczeństwo.Musiałem bowiem przedewszystkiem zejść ze swego siedzenia i wstąpić na skałę. Czy jednak wówczas nie usunie się gruz i nie runę w otchłań? Już na samą myśl o tem mąciło mi się w głowie. A jednak namyślanie się mogło tylko opóźnić niepotrzebnie akcyę, — skoro znalazłem się już tutaj, trzeba było bądź co bądź działać z pośpiechem.
Pieniek, na którym zawisł sendador, zahaczył się za jego pas, wskutek czego ubranie na piersiach było naprężone i utrudniało nieszczęśliwemu oddychanie. Ta właśnie okoliczność, nie zaś, jak na razie przypuszczałem rana, od pieńka, który mógł mu wbić się w ciało, sprawiła najwidoczniej omdlenie.
Wisząc na dwu linach, zarzuciłem trzecią przez