Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   301   —

interesujący szczegół. Zsiadłszy więc z konia i przykucnąwszy na ziemi, począłem się przypatrywać czerwonej, mokrej jeszcze plamie na skale.
— Krew... Co brat na to? — zapytałem mnicha, wskazując mu zabarwiony czerwono kamień.
— Phi! niema się nad czem zastanawiać — odparł. — To nie krew. Krew byłaby stanowczo czerwieńsza.
— Nie twierdzę przecie, aby to była krew ciekąca, ale zdaje mi się, że na tym kamieniu leżał kawałek surowego mięsa, i dlatego przypuszczam, że nie dawniej, jak przed dwoma godzinami, był ktoś w tem miejscu.
— Czyżby jaki podróżny? Ale to niemożliwe, aby ktoś wybierał się sam w tak niebezpieczną drogę.
— Któż tu mówi tylko o jednym człowieku; mogło być przecie więcej ludzi. Ale nie to mię interesuje. Idzie raczej o kierunek drogi tych ludzi, nie zaś o ich ilość. Jeżeli bowiem dążą na dół, to musimy się mieć na baczności i z tego powodu ja teraz pojadę na czele naszego oddziału.
Jechaliśmy dość szeroką przełęczą, więc udało mi się wyprzedzić kawalkatę bez trudności. Zaledwie jednak zbliżyłem się do Peny, spostrzegłem w drugiem miejscu na skale ślad krwi i zwróciłem na to jego uwagę.
— Ee! przywidziało się panu... To zapewne kawałek rudy.
— A mnie się zdaje, że w tem miejscu leżał kawałek zakrwawionego mięsa. Jakiś pieszy wędrowiec szedł tędy przed dwoma godzinami.
— A panu to kto powiedział?
— Powiedziało mi położenie tej plamy. Gdyby to był jeździec, umieściłby upolowane zwierzę obok siodła na koniu czy mule. Tymczasen ten ślad krwawy poucza mię, że upolowaną zdobycz niósł jakiś człowiek na plecach i, przechodząc koło tej skały, zawadził o jej występ, a stąd powstała ta plama.
— Dobrze. Przypuśćmy, że to prawda. Ale cóż stąd? co nas to może obchodzić?