Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   242   —

laniem. Oczywiście nie było ono czemś nadzwyczajnem z mej strony, bo celność strzałów na sto kroków z dobrej broni i przy odpowiedniej wprawie — to rzecz nie przedstawiająca trudności. Nieokrzesanym jednak, pół dzikim Indyanom broń moja tak zaimponowała, że patrzyli na nią z prawdziwą trwogą. To też po skończonej naradzie kacyk rzekł do mnie:
— Więc przyjmujemy warunki; poddamy się, ale z tem zastrzeżeniem, że dotrzymacie umowy w najmniejszym szczególe.
— Przyrzekam to uroczyście — odrzekł Desiérto, — i dotrzymam wszystkiego, jeżeli tylko w postępowaniu waszem nie spostrzegę chytrości i obłudy.
— Nie powiedziałem wam dotychczas ani jednego kłamliwego słowa i nadal nie będzie w nich fałszu odparł kacyk. — Czy mogą ludzie moi wyjść z kryjówki?
— Owszem, ale wprzód musicie przysłać tu swoją broń i konie.
— I konie? Przecie one nie są dla was niebezpieczne.
— Słuszna uwaga, ale my od żądania nie odstąpimy. Jeżeli konie są waszą własnością, to proszę się nie obawiać o nie; otrzymacie je z powrotem. Idźcie teraz do obozu i przyślijcie wszystko to, cośmy wam wyszczególnili, poczem wydamy odpowiednie rozkazy.
Kacyk, nie rzekłszy słowa, skinął na towarzyszów i oddalił się z nimi w stronę obozu.
— Napędziłeś im pan okrutnego strachu tym sztućcem swoim — ozwał się Desiérto, gdy odeszli. — Ktoby przypuszczał, że tylu nieprzyjaciół można zabrać do niewoli, nie straciwszy ani włosa z głowy.
— Czy jednak dotrzyma nam tego, co przyrzekł?
— Rozumie się.
— W takim razie cała ta banda zbójecka zrobi wyśmienity interes. Zamiast kary za rozbój, spotka ich z naszej strony życzliwość. I ja wprawdzie należę do tych, którzy posiadają w sercu uczucie tak zwanej ludzkości, ale mimo to nie zdobyłbym się na wynagrodzenie zbrodniarzy za złe ich czyny.