Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   14   —

— Wątpię bardzo w powodzenie osadnictwa na owej ziemi, bo Indyanie nie dadzą przybyszom spokoju.
— Wrazie jakichkolwiek zakusów z ich strony wystrzela się napastników bez ceremonii i kwita.
Tak wyobrażał sobie komendant sprawę kolonizacyi dzikiej okolicy, patrząc oczywiście na to wszystko przez różowe szkła. Więcej jednak, aniżeli jego na tę sprawę poglądy, obchodziło mię to, że okazał niemałą dla nas życzliwość i troskę o nasze potrzeby, a gdyśmy wyruszali, towarzyszył nam wraz z pułkownikiem nad rzekę, gdzie przygotowano dla nas dwie wielkie łodzie do przeprawy, a w nich spory zasób żywności, amunicyi i innych rzeczy niezbędnych w podróży, za które proponowana przeze mnie zapłata w formie zwrotu kosztów nie została przyjętą.
Pożegnawszy się wreszcie z tym i ludźmi, którzy tak szybko stali się nam przyjaciółmi, odpłynęliśmy i po czterech godzinach pracy przy wiosłach, którą pełnili dodani nam przez pułkownika ludzie, wpłynęliśmy na Rio Parana.
Gomarra, zapytany przeze mnie, czy wie o wciskającej się daleko w głąb lądu zatoce, o której wspominał mi Gomez, odrzekł:
— Jest tam nawet kilka takich zatok, ale nie skorzystamy z nich, bo lepiej będzie, gdy powiosłujemy w głąb kraju jednym z potoków, wpływających do Parany. Znam tę drogę doskonale, i będziemy mogli, udając się nią, ominąć zupełnie bagniste obszary nadrzeczne.
— Czy nie byłoby dobrze, abyśmy podążyli śladami ekspedycyi, którą mamy odnaleźć?
— O, to jest niemożliwe, bo przecie po pięciu dniach ślady jej zatarły się, i szkoda byłoby czasu na szukanie. Zresztą wozy nie mogły jechać prosto na miejsce ze względu na odnogi wodne; musielibyśmy się więc błąkać przez dłuższy czas zupełnie zbytecznie.
— Istotnie, masz pan słuszność. Czy może mi pan opisać osady tamtejsze?