Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   205   —

dla siebie maluchną izdebkę. Właściwie potrzebny mi był ten kącik do umieszczenia złożonej ciężką niemocą żony mojej. Zalokowałem ją tam, radząc sobie jakotako z ciasnotą i niewygodą, gdy wtem pewnego dnia zjawił się u mnie starszy lekarz sztabowy ze służącym i zażądał ustąpienia z tej izdebki. Tłómaczyłem mu moje smutne położenie, prosiłem, błagałem, by się zwrócił gdzieindziej, — nic nie pomogło. Zbadał chorą i orzekł, że nic jej nie grozi, że tylko udaje chorobę. Usiłowałem go jeszcze przekonać, gdy nagle zawezwano mię do apteki, gdzie zmuszony byłem dłuższą chwilę zatrzymać się, a gdy, załatwiwszy klientów, wyszedłem do sieni, by wrócić do mieszkania, o uszy moje obił się cichy jęk na dziedzińcu. Wybiegłem przed dom... W śniegu, na mrozie, leżała moja biedna ukochana żona. Zdjąłem z siebie surdut, by ją okryć. Objęła mię ramionami, szepnęła jakiś ledwie dosłyszalny wyraz i wyzionęła ducha...
Tu stary przerwał opowiadanie, a przeszedłszy się po izbie, jakby dla otrząśnięcia się ze smutnych wspomnień, mówił:
— Na nicby się przydało, gdybym chciał opisywać panom uczucia, jakie wówczas mną zawładnęły. Była to rozpacz, granicząca niemal z obłędem, a zaprawiona śmiertelną nienawiścią względem butnego żołdactwa pruskiego. Pobiegłem na górę. Okrutny lekarz leżał na sofie i palił moje cygara, które przyniesiono tu z innego pokoju. Nie pamiętam, com mu powiedział, gdyż opanowała mną taka wściekłość, że nic przed sobą nie widziałem. W oczach migotały mi jakieś wirujące ogniki... Lekarz zerwał się z sofy i uderzył mię w twarz, a następnie, otwarłszy drzwi, kopnął mię tak, że zleciałem ze schodów. Gniew i pragnienie zemsty zawrzały we mnie. Porwałem się z ziemi i, wbiegłszy na górę, poskoczyłem ku łotrowi, chwytając go za gardło. On dobył szabli i zamierzył się na mnie. Gwałtownym ruchem wyrwałem mu z rąk broń i pchnąłem w brzuch przeciwnika tak, że szabla przeszła na wy-