Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   82   —

prowadzą dalej, i jeżeli mamy spotkać sendadora, to musimy się ich wciąż trzymać.
— Nie. Musimy pozostać tutaj. Skończyliśmy właśnie już drugi dzień drogi, i jestem pewien, że sendador znajduje się w pobliżu. Tam, przed nami, najdalej o kwadrans drogi, majaczy zwarty las, mocno dołem podszyty, jak to przez lornetkę spostrzegłem. Założę się, że sendador kryje się w tym lesie.
— Czem pan uzasadnia to przypuszczenie?
— I o to pytasz pan, który z początku tak nie dowierzałeś sendadorowi?... Zastanów się pan nad tem, coby było, gdyby on miał Indyan przy sobie...
— No, nie zobaczyliby nas, gdybyśmy nie rozpalali ogniska.
— Tak pan sądzi?... W jakiż jednak sposób znajdzie nas sendador wśród ciemności? Nie, panie! Musimy właśnie rozpalić ogień, aby nie dać mu do zrozumienia, że go o cokolwiek podejrzewamy. A właśnie to miejsce, gdzie teraz jesteśmy, nadaje się znakomicie do okoliczności. Teren jest tu dostatecznie otwarty, i jeżeli rozstawimy straże w pokaźnem oddaleniu, wówczas Indyanie nie mogą nas okrążyć na taką odległość, że strzały ich byłyby dla nas niebezpieczne. W zwartym zaś lesie przeciwnie, podpełzliby tuż poza nasze plecy.
Stosunek między mną a Peną począł się coraz bardziej oziębiać od chwili, gdy się przyznałem, że sendador mnie jedynie zawdzięcza swą wolność. Od tej chwili Pena szukał ciągle okazyi do sprzeczki ze mną i dlatego to oponował i teraz. Że jednak inni towarzysze byli po mojej stronie, projekt mój przyszedł do skutku. Pozsiadaliśmy z koni i, postarawszy się o paliwo, rozłożyliśmy ognisko, piekąc mięso ze zwierzyny, upolowanej w ciągu dnia. W pobliżu nie brakło też wody dla koni i soczystej trawy.
Przekonawszy się osobiście, że ślady sendadora prowadzą dalej w prostym kierunku ku lasowi, rozstawiłem straże w odległości jakichś czterystu kroków ze wszystkich czterech stron. Ludzie, do tego przezna-