Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzi, którzy mnie obrazili, ukarzesz. Pozwolisz mieszkańcom Zeyli i wszystkim ludziom, znajdującym się w mieście, na odwiedzenie mego statku i na nawiązanie stosunków handlowych ze mną; ponadto przeprosisz na piśmie za obelgi, które spotkały mnie, bądź słowne, bądź czynem wyrażone. Odchodzę teraz i pozostawiam cię ze sternikem; możesz się z nim układać, ale zapewniam, że ani na na jotę nie odstąpię od mych warunków. Jeżeli się nie zgodzisz w przeciągu kwadransu, zrównam Zeylę z ziemią. Widziałeś, że kule nasze nie chybiają. Ponadto skieruję lufy armat na twe okręty i zniszczę doszczętnie. Wreszcie jeńców każę ukarać, lub powieszę na masztach; to samo uczynię z każdym, kto się z bronią w ręku zbliży do mnie, lub do statku na odległość strzału. Pamiętaj, że to nie żarty.
Kapitan wstał i udał się do kajuty.
Po jakimś czasie powrócił na pokład. Gdy się dowiedział od sternika, że gubernator przystaje na wszystko, z wyjątkiem pisemnych przeprosin, dał rozkaz:
— Poślijcie pocisk każdemu domowi.
Sternik wstał, by wypełnić rozkaz, a kapitan usiadł w tej samej pozycji, co przedtem. Arab chciał coś powiedzieć przez tłumacza, lecz kapitan nie dał mu przyjść do słowa i rzekł:
— Podałem ci warunki; termin, który wyznaczyłem, minął. Nie stanie ci się nic złego; możesz opuścić okręt, ale patrz, co się dzieje.
Gubetnator odwrócił się; w tejże chwili sternik dał ognia. Arab zatrząsł się na huk strzału, a skoro zobaczył jego straszliwe skutki, zawołał:
— Wstrzymaj się! Spełnię, czego zażądasz!

91