Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych. Któż uznał twój statek? Jakiż prawdziwy marynarz byłby tak głupi, by uważać łódkę za okręt wojenny? Nie miał nawet flagi na maszcie; przypuszczam, iż o tem wiesz dobrze, że tylko okręty opatrzone banderą należy respektować.
— Dowódca powiedział, że statek do mnie należy i występował w mojem imieniu.
— To mnie nie obchodzi; nie jestem twym poddanym. Wziąłem do niewoli trzech twoich ludzi, ponieważ nazwali mnie psem. Byłbym cię zabił, gdybyś i ty na to się zdobył. Jak widzisz, mogę dać sobie radę z wami i nie zniosę żadnych obelg. Mimo to pozwoliłem komendantowi, występującemu w twojem imieniu, wziąć mój okręt na linę, choć wiedziałem, że popełnia istną niedorzeczność. Ta jego wina, że okręt zginął. Powinienem był pozwolić, aby razem ze swymi ludźmi poszedł na dno. Nie uczyniłem tego; przeciwnie, uratowałem jego i załogę. Zamiast dziękować, obraził mnie, nazwał łotrem. Wziąłem zuchwalca do niewoli, abyś go sam ukarał. Sądziłem, żeś dosyć roztropny, aby nie wszczynać wojny z kimś, kto ma przewagę nad tobą. Ale kazałeś strzelać do statku. Miałem więc prawo do obrony. Jeszcze nie popłynęła krew ludzka, ale oświadczam ci, że się stąd nie ruszę, dopóki nie otrzymam satysfakcji.
Gubernator, zdumiony tem przedstawieniem sprawy, zupełnie innem, aniżeli słyszał dotychczas, chciał coś odpowiedzieć, lecz kapitan nie pozwolił mu przyjść do słowa.
— Nie mam ochoty ani czasu do rzucania słów na wiatr. Słuchaj, co ci powiem. Tych z pośród swych lu-

90