Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nigdy! — odparł jeniec pewnym głosem. — Zrabowałeś mi wolność, możesz pozbawić życia, ale wiary mej ci nie oddam. To jest granica, przy której kończy się twoja moc!
Władca zacisnął pięści i zawołał ponurym głosem:
— Każę cię wrzucić do najgłębszego lochu!
— Uczyń to! — odparł nieustraszony więzień. — Chcę umrzeć, tęsknię za śmiercią. Skończą się moje męki; nareszcie znajdę spokój i ciszę.
— Dobrze! Stanie się, jak chcesz. Zaprowadźcie go do najgorszego z lochów!
Na ten rozkaz sułtana, kat ujął starca za rękę i wyprowadził na dziedziniec. Tam przyłączyło się do niego jeszcze kilku ludzi i razem zawlekli jeńca do więzienia.
Gdy się drzwi więzienia otwarły, uderzyły ich nieprawdopodobne wyziewy; z wewnątrz słychać było pobrzęk łańcuchów i jęk więzionych. Nie było światła, więc jeniec nie mógł nic zobaczyć. Zaprowadzono go do jakiegoś kąta. Tu kat podniósł przy pomocy swych towarzyszy wielki, ciężki kamień. Trąciwszy jeńca z całej siły, rzekł, śmiejąc się:
— Tu twoje miejsce, psie chrześcijański. W przeciągu dwóch dni zostaniesz pożarty.
Stary wpadając w norę głębokości kilku metrów, uderzył się twarzą o ścianę i skaleczył. Nie miał jednak wprost czasu pomyśleć o tem skaleczeniu, gdyż ledwie usłyszał, jak położono kamień na jego grobie, poczuł, że jakieś zwierzęta zaczynają obgryzać mu gołe nogi.
— Na Boga, a więc naprawdę mam zostać żywcem pożarty! — zawołał w trwodze.

14