Strona:Karol May - W Harrarze.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ywój kraj niewielki — rzekł kapitan obojętnie. — Rozmawiałem z większymi i sławniejszymi ludźmi od ciebie. Jesteś władcą niewolników. O wiele większy zaszczyt przynosi władza nad wolnymi. Zabraniam memu słudze klękać przed tobą. Uszanujesz mój rozkaz, jeżeli nie chcesz, abym sobie szacunek wymusił siłą.
Powiedziawszy to, kapitan rozsiadł się jak najwygodniej obok sułtana i położył przed sobą obydwa rewolwery.
Gubernator stał dotychczas obok niego. Nie odważyłby się nigdy bez specjalnego wezwania usiąść tak blisko tyrana. Przykład kapitana podziałał jednak i na niego; usiadł, lecz w pewnej od obydwóch odległości.
Zdawało się, że sułtan stracił ze zdziwienia mowę. Nie wiedział, co ma począć ze sobą. Kapitan wywarł na nim silne wrażenie, zwłaszcza niepokoiły go rewolwery. Przecież człowiek, mogący ostrzeliwać całe miasto, potrafi z pewnością palnąć w łeb sąsiadowi, który mu nie będzie powolny. Odsunął się nieco i rzekł:
— Gdybyśmy byli w Harrarze, kazałbym cię zasztyletować.
— Gdybyś zaś był w mojej ojczyźnie, dawno odjętoby ci głowę — odparł Wagner. — W krajach zachodnich istnieje bowiem zwyczaj ścinania głów sułtanom, o ile nie podobają się ludowi.
Władca otworzył usta i oczy, jak człowiek, stojący pod stopniami gilotyny.
Czs bywałeś przy takich egzekucjach? — zapytał odruchowo.
— Nie; nie jestem przecież katem. Ale, palisz sobie wnajlepsze, wiedz jednak, że ja nie mam zwyczaju od-

105