Strona:Karol May - U stóp puebla.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w tem pustkowiu? Brak jej chyba wygód, bez których białe kobiety nie mogę się obejść.
— Niczego jej nie brak. Wódz sprowadził wszystko, czego sobie życzyła. Zaślepiony miłością, nie cofał się przed żadnym trudem. Nasi mężowie stale jeździli do Prescott lub Santa Fé, aby przywozić jej obstalunki.
— Czyżby więc wasz wódz był tak bogaty, że mógł zaspokoić wszystkie jej zachcianki?
— O to nie powinieneś pytać — nie mogę ci odpowiedzieć. Żaden czerwony mężczyzna i żadna czerwona kobieta nie zdradza, gdzie leży złoto i srebro, którego tak pragną biali.
— Dobrze. Wiem już wszystko, co wiedzieć chciałem. Możesz wracać. Ale nie zapomnij tego, co ci powiedział Winnetou. Jeśliś nie postępowała z nami uczciwie, to wywdzięczymy ci się kulką; jeśli uczciwie — zapłacimy złotem.
— Kiedy, sennor?
— Skoro tylko złowimy obu białych.
— A gdzie?
— W twoim domu. Zapewne będziemy tamtędy wracać.
— Ale proszę was, dajcie mi pokryjomu, żeby nikt nie widział!
— Ufaj nam! Przecież za przysługę nie odpłacimy ci krzywdą.
Dosiadła swego konia naoklep i pomknęła. Wkrótce znikła na północo-wschodzie, na drodze do swego