Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i szereg innych Haddedihnów oświadczyli również, że chętnie wezmą udział w tej wyprawie. Z niemałym trudem wytłumaczyłem im, że dwom łatwiej będzie się poruszać i bezpieczniej, niż wielkiemu oddziałowi.
Zapadła więc decyzja, że ruszę tylko w towarzystwie Halefa. Miałem otrzymać Assila ben Rih, który posiadał te same ukryte zalety, co ojciec jego, Rih. Halef miał zamiar zabrać klacz Mohammeda Emina. Odradziłem, gdyż siwki są niebezpieczne ze względu na maść, która wpada w oko; widać je zdaleka, a wiem z doświadczenia, jak wielką rolę odgrywa uprzedzenie wroga. Gdym ponadto zwrócił uwagę na wiek klaczy, Halef rzekł:
— Nie zmieniła się wcale od czasu, gdyśmy ją po raz pierwszy ujrzeli; ale masz rację sihdi, siwa klacz nie nadaje się, więc wezmę karego konia. Na szczęście — — mam doskonałego ogiera pod ręką!
Wypowiedział ostatnie słowa tak dobitnie, żem zapytał:
— To zapewne jakiś wspaniały okaz, kochany Halefie?
— Tak. Nie widziałeś go jeszcze. Chcia-

79