Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nocy porywa konia lub wielbłąda. Niechaj Allah ukarze go za to!
— Gdzie ma legowisko?
— Na górze, za wielkim hohsz el harab[1]. Codzień zjawia się w dolinie w raz z lwicą, aby się napić wody u źródła. Więcej powiedzieć nie mogę. Chodźcie, zaprowadzę was przed starszyznę!
Zgromadzenie poleciło nam wysłuchać wyroku w pozycji stojącej. Mimo polecenia, usiadłem. Halef i Kara poszli za moim przykładem. Czarownik oburzył się:
— Jak śmiecie siadać wobec zgromadzenia mędrców! Jesteście...
— Milcz! — przerwałem z gestem lekceważenia. — Chętnie okazałbym tym czcigodnym mężom mój szacunek, ale ze względu na twoją obecność nie mogę stać. Czy wiesz, kim jestem w swoim kraju, u swego ludu? A kim ty jesteś? Mucha, która się przechwala, że przestraszy lwa brzęczeniem!
Położywszy rękę na rękojeści noża, ryknął:

— Giaurze! Czy znasz moc moją, dzięki której rządzę wszystkiemi duchami ziemi

  1. Dziedziniec ruiny.
59