Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wieści za prawdziwe, gdyż na wyprawę na „dusiciela bohaterów“[1] udajemy się zawsze w biały dzień, w otoczeniu wielu wojowników. Gdybyśmy się wyprawili w nocy, pożarłby nas.
— Na tem właśnie polega różnica między nami, a wami. Wojownik prawdziwie odważny spojrzy lwu w ślepia nawet w nocy.
— To uspakaja moje sumienie. Chcę wam jeszcze powiedzieć, że nocy dzisiejszej będziecie walczyć z dwoma lwami, które zapewne mają już młode. Okropna to rzecz, gdy trzech ludzi staje przeciw dwom olbrzymim lwom, odkarmiającym swoje lwiątka.
— Bądź spokojny. Nie obawiamy się wcale. Zresztą, już przedtem domyślaliśmy się, co knuje stary czarownik. Jeżeli nas lwy pokonają, pragnieniu zemsty stanie się zadość. Jeżeli zwyciężymy, o czem oczywiście wątpi, uwolnimy piękne wadi i was od wrogów, których pokonanie pociągnęłoby liczne ofiary. Od jak dawna lew i lwica przebywają w tej dolinie?

— Od trzech tygodni. Lew prawie co

  1. Tak nazywają Arabowie lwa.
58