Strona:Karol May - U Haddedihnów.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ze zdumienia wypuścił z rąk bat i mówił:
— To chyba żarty! Czyżbyś istotnie miał towarzyszkę życia?
— Dlaczegóżby nie?
— Pozwól mi usiąść, sihdi! Nieoczekiwana wiadomość o żonie poszła mi w nogi; czuję, że drżę.
Usiadł, obrzucił mnie badawczem spojrzeniem, zamyślił się, po chwili roześmiał się na całe gardło i rzekł:
Allah, to przecież żart!
— Nie, drogi Halefie, to szczera prawda. Spójrz na ten pierścień, na którym nie lśni żaden kamień. Pierścienie takie noszą tylko żonaci chrześcijanie.
Ne ’uhsu billah! — Na Allaha! Masz rację; przypominam sobie. Nieraz widywałem Franków z takiemi chawahtim el kitab en nikah[1]. A więc masz żonę, prawdziwą ślubną żonę?
— Tak.
— Mieszka z tobą razem w namiocie?

— Tak.

  1. Pierścienie małżeńskie.
117