Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wprawdzie niektórych z tych panów, ale większość jest mi obca.
— Pozna ich pani, jeśli się zdecydujesz przyjąć moje warunki. Moja wiedza i pani piękność dopełniają się wzajemnie i mogą nas zaprowadzić daleko.
Musiała znać treść tych listów. Wyciągnęła więc rękę.
— Czy mogę czytać?
Rzekł z szybkim odruchem zażegnania:
— Nie; nie można.
— Dlaczego? Sądziłam, że będziemy sojusznikami?
— Ma pani słuszność; ale nie jesteśmy jeszcze nimi.
Emilja nie nalegała; rzekła tonem obojętnym:
— Mam nadzieję, że wkrótce zostaniemy.
— Istotnie, sennorita? — odparł szybko, z radością.
— Tak; myślę, że kto obcuje z takimi ludźmi, ten posiada wpływy i ma przed sobą wspaniałą przyszłość.
— Przyszłość, powiada pani? Jestem stary! — jego oko spoczęło na niej z oczekiwaniem.
— Stary? Powiedziałem panu, że nie liczę wieku podług lat. Świetna przyszłość dziesięcioletnia bardziej mnie pociąga, niż zwyczajne życie pięćkrotnie dłuższe.
— To mądrze, sennorita. Więc jesteś przekonana, że potrafię pani dać wpływowe stanowisko?
— Tak. Ale pytania, w czyjej służbie?
Hilario wzruszył ramionami.
— Dobry dyplomata nie myśli o panu, któremu

138