Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A jakie jest pani stanowisko, sennorita? — odparł.
— Aha, pan cięty i dowcipny, — roześmiała się. — Bywają stanowiska i wpływy, o których się nie mówi, sennor.
— Święta prawda. A więc tak samo milczymy, przynajmniej chwilowo, o mojem stanowisku i wpływach.
— Atoli, jeśli będziemy o tem milczeć, w jaki sposób dowiedzie pan, że odpowiadasz moim warunkom?
— O to nie trudno. Jestem gotów dać pani dowód, jeśli będę pewny dyskrecji.
— Umiem milczeć, sennor.
— Dobrze; więc niech pani idzie ze mną.
Hilario zdjął ze ściany dwa klucze i zapalił małą latarkę. Emilja zwróciła uwagę na gwoździe, na których klucze wisiały.
Opuściwszy pokój, zeszli po schodach nadół, do długiej, niskiej piwnicy. Tam doktór Hilario otworzył kluczami mocne, dębowe drzwi, które prowadziły do innej piwnicy. Otworzył drugie drzwi. Weszli do wąskiego korytarza, między dwa szeregi niezliczonych drzwi.
Odsunął rygiel w jednych i otworzył. Teraz znaleźli się w małej, głuchej celi, gdzie niebyło światła ani powietrza. Zdawało się, że jest wmurowana w głaz skały, gęsto porysowany i pełen szczelin.
— Pusta! — rzekła Emilja. — Czy tutaj mam znaleźć dowód?
— Owszem — odpowiedział sennor Hilario.
Nie wiedział, że Emilja nie spuszcza oka z żadnego najmniejszego jego ruchu.

135