Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do lasu, gdzie jest wiele drzew, a nie w szczere pole, gdzie można spotkać tylko pojedyńcze.
— Słusznie. Ale jeśli po drodze do lasu spotyka się drzewo, które się podoba?
Emilja z gestem zdziwienia rzekła wesło:
— Wówczas zostaje się przy niem, czyż nie tak, sennor Hilario?
Twarz doktora rozbłysła radosnym zachwytem.
— Pewnie, sennorita, — odpowiedział. — Teraz zachodzi pytanie, jakie zalety i jaki wiek musi, czy powinno mieć to drzewo?
— No, nie powinno być za młode i niezdecydowane. Czcigodność zdobi drzewo, a mech dodaje mu poetycznego uroku.
— Sennorita, czy mogę dla pani poszukać takiego drzewa?
— Ale owszem! Wszak będę je mogła przyjąć lub odrzucić.
— Oczywiście — rzekł, głęboko oddychając. I głosem niemal drżącym dodał: — Drzewo takie stoi tu w Santa Jaga, w naszym klasztorze della Barbara.
— W klasztorze, sennor? Nie widziałam tutaj ani jednego drzewa.
— A jednak oto stoi przed panią.
Starzec wypowiedział to nader szybko. Emilja obejrzała go ze zdumieniem i zapytała:
— Pan? Czy ma pan siebie na myśli, sennor? O, na Boga, tego się nie spodziewałam!
Złożyła ręce i obejrzała go ze zdumieniem, które było szczytem sztuki udawania.
— Nie oczekiwała pani? Dlaczego? Wszak pani

132