Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę mi wybaczyć. Ale tak bardzo interesuję się panią, że sądziłem, iż mogę zadać je pani.
— Dziękuję panu. Widzę, że wobec sennora powinnam być otwarta. Szanuję pana i cenię, i dowiodę tego panu, udzielając odpowiedzi. Każda kobieta, nieupośledzona przez naturę, źle znosi samotność. Bóg dał nam za zadanie kochać i uszczęśliwiać miłością. Z powodu samotnego życia, nie przystąpiłam jeszcze do spełniania tego zdania.
— Nie kochała pani jeszcze?
Mówiąc to, Hilario przyglądał się Emilji uważnie. Spuściła długie, jedwabiste rzęsy.
— Nie, nigdy jeszcze, — szepnęła, jakgdyby zawstydzona tą odpowiedzią.
— A wszakże posiada pani wszelkie warunki, ażeby uszczęśliwić mężczyznę.
— Niestety, nie doświadczyłam jeszcze tego; nie poznałam jeszcze takiego człowieka, na którego patrząc mogłabym powiedzieć: — Oto jest człowiek, do którego mogłabym należeć. — Meksyk jest większy niż Chihuahua, a ja nie chcę być dłużej samotna. Oto powód mego wyjazdu z Chihuahua.
— Ach, chciała pani poszukać męża?
Mocno wbijając w niego spojrzenie, rzekła:
— Nie chcę wobec pana temu przeczyć, aczkolwiek z kim innym nie byłabym równie szczera.
— Czy to musi stać się tylko w Meksyku, sennorita? Czy i gdzie indziej niema mężczyzn, którzy potrafiliby panią ocenić?
— Ma pan słuszność. Ale kto szuka drzewa, idzie

131