Strona:Karol May - The Player.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

byłby chętnie pojechał ze mną, lub z Winnetou, a tymczasem musiał przystać na śmieszny i niedorzeczny plan sennory.
— Prawdopodobnie schwytacie Meltona, zanim was dopędzimy — odezwałem się do hacjendera. — Jesteśmy jednak potrzebni jako świadkowie. Gdzie was możemy spotkać?
— Zaczekamy na was przy Fuente de la Roca.
— Jaką drogę obierzecie teraz?
— Przez hacjendę.
To mi nie było na rękę. Mogli się natknąć na naszych Mimbrenjów, a nawet Playera, i popsuć nam szyki. Nie sprzeciwiałem się jednak, wiedząc, że inną drogą, można ich odwieść od tego zamiaru prędzej i łatwiej. Dlatego rzekłem:
— Bardzo słusznie, don Timoteo! Oszczędzicie nam trudu; Player, o którym wam opawiadałem, z pewnością tam jeszcze wartuje. Trzeba go naturalnie schwytać, a ponieważ to łotr zuchwały i umie się dobrze obchodzić z bronią, więc pojmanie jest połączone z niebezpieczeństwem śmierci. Będzie się bronił rozpaczliwie i jestem przekonany, że nie ulęknie się dwóch, nawet trzech silnych ludzi. Dlatego cieszę się, że pojedziecie przez hacjendę. Przybywszy tam przed nami, weźmiecie go do niewoli i, gdy my się zjawimy, będzie robota skończona. Tylko nie dajcie się przypadkiem zastrzelić z zasadzki! To zwyczaj Playera, że walczy podstępnie.
Słowa moje tak poskutkowały, że don Timoteo zbladł, a urzędnik zbielał, jak kreda. Przekonałem się więc zawczasu, że będą unikać hacjendy, jak ognia.

38