Strona:Karol May - The Player.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rzemieni? Ach, naprawdę, oni są związani! Nawet Bystra Ryba! Któż więc są ci wolni czerwonoskórzy?
— To Mimbrenjowie, którzy wyruszyli przeciw wam. A tam, poza ostatnim wozem stoi Winnetou, wódz Apaczów!
— Ten papla zepsuje wszystko — szepnął do mnie Winnetou. — Niech mój brat będzie gotów w każdej chwili skoczyć na konia!
— Winnetou jest tutaj? — zapytał Weller. — Czy to możliwe? Nie widzę go!
— O, nietylko on jest tutaj, lecz także ktoś, którego się jeszcze więcej obawiasz, mianowicie Old Shatterhand. Uciekł waszym czerwonym sprzymierzeńcom i połączył się z nami.
— Old Shatterhand? Przekleństwo! Dobrze, że mi to mówisz, głupcze!
Posłyszeliśmy krzyk, a potem galop konia. Wyszliśmy z za wozu. Hacjendero leżał na ziemi, powalony przez Wellera, który uciekał napowrót w kierunku wąskiej doliny. Wskoczyłem na konia i popędziłem za nim. Winnetou nie pozwolił na siebie czekać. Słyszeliśmy, jak wołał zbieg:
— Old Shatterhand, Winnetou i Mimbrenjowie! Old Shatterhand, Winnetou i Mimbrenjowie!
Dlaczego wołał? W jakim celu? Może ze strachu? Przecież podczas rozmowy z hacjenderem nie okazał trwogi. Imiona wywoływał jeszcze, gdy znikał w zwężeniu doliny, a gdy tam dotarliśmy, na nowo posłyszeliśmy jego alarm.
Dościgaliśmy go szybko. Dolina się wznosiła; z prawej i lewej strony rósł dosyć gęsty las. Weller obejrzał

122