Strona:Karol May - The Player.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak; mieliście rzeczywiście powód do uciechy, skoro wasz chlebodawca przydzielił wam tak dzielnego zastępcę.
Wskazałem na sennora Endimio, który trzymał się ciągle jeszcze w przezornej od nas odległości.
— O! — zaśmiał się stary. — Ten zmyka nawet przed brzęczeniem muchy. Ale wróćmy do rzeczy. Towary, które wieziemy, są zamówione i zapłacono już połowę ceny. Mamy je oddać w Almaden i odebrać drugą połowę pieniędzy. Pan jednak sprzeciwia się temu. Co więc mamy począć?
— Nie sprzeciwiam się, tylko pragnę, abyście je oddali adresatowi w mojej obecności.
— Mądre słowo się rzekło! Przystaję.
— Chciałbym wiedzieć, jakie wieziecie towary, gdyż prawdopodobnie wezmę z tego trochę dla siebie.
— Owszem, może sennor wziąć. Ale wtedy Melton odmówi zapłaty.
— Melton zapłaci; daję gwarancję.
— Jeśli tak, to niech pan weźmie wszystko, razem z wozami i mułami! Gdy Old Shatterhand powie, dotrzyma słowa z pewnością.
— Dziękuję panu serdecznie za zaufanie, a jednak muszę przyznać otwarcie, że bynajmniej nie jestem krezusem, — zwłaszcza teraz nie mam nawet czem zapłacić za sto papierosów.

— Nie szkodzi! Cały transport do pańskiej dyspozycji. Stanie się tak, jak sennor zarządzi. A co się tyczy papierosów i tytoniu, to proszę tylko rękę wyciągnąć, jeśli ich panu brak. Mamy tyle, że możemy sennora na całe lata zaopatrzyć.

118