Strona:Karol May - The Player.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy nie mówiłem? — odezwał się Player. — To były wozy z prowiantem; obliczenie moje zgadza się więc dokładnie.
Policzyłem ślady i rzeczywiście przekonałem się, że mieliśmy pięć wozów przed sobą. Jadąc dalej, odczytaliśmy z tropu, że eskorta wozów składała się z sześciu ludzi.
— Nie rozumiem, dlaczego Melton posłał sześciu Indjan — rzekłem do Playera. — Sześciu przewodników to stanowczo za dużo; a na eskortę, broniącą transportu, jest ich znowu za mało.
— Być może — odpowiedział. — Ale czerwonych jest tylko pięciu.
— Któż jest więc ów szósty?
— Albo sam kupiec z Ures, albo jego zastępca. Melton zapłacił połowę ceny, drugą połowę miał uiścić dopiero po szczęśliwem otrzymaniu transportu. Dlatego musi być tam ktoś, kto ma odebrać pieniądze w Almaden.
— Świeży trop wskazuje, że wozy są niedaleko przed nami. Chodzi tylko, by otoczyć nieprzyjaciół na odpowiednim terenie, tak, żeby żaden z nich nie uszedł. Gdzie znajdziemy takie miejsce?
Player rozważał przez chwilę.
— Jeśli cierpliwie zaczekacie do południa, sposobność się nadarzy. Mianowicie, po kilku godzinach drogi przez wąwozy i doliny, staniemy w szczerem polu, gdzie łatwo przyjdzie schwytać wszystkich czerwonoskórych.
Była to wprawdzie niemiła strata czasu, ale wyperswadowałem sobie, że przecież po zdobyciu wozów

113