Strona:Karol May - The Player.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem legend wśród szczepów indjańskich, przekonała go o prawdzie moich słów.
— Zsiądź z konia i odrzuć wszelką broń — rozkazałem. — W razie nieposłuszeństwa dziesiątek kul zamieszka w twojej głowie!
Yuma był tak zmieszany, że nie bacząc na moją groźbę, zapytał nawpół przytomnie:
— Old Shatterhand jest tutaj, Old Shatterhand. Gdzie jest wobec tego Winnetou?
— Winnetou przybędzie wkrótce z wojownikami Mimbrenjów. Poddaj się więc natychmiast.
Nadjechali moi towarzysze i otoczyli Indjanina. Czerwonoskóry nie otrząsł się jeszcze z oszołomienia i przestrachu; zsiadł z wierzchowca jak we śnie i przypatrywał się w milczeniu, gdy odwiązywano rzemienie rezerwowe od jego siodła i skrępowano go niemi. — Player zwrócił mi uwagę, że jesteśmy już dość blisko posterunku i że czas podwoić ostrożność, jeśli nie chcemy narazić się na przedwczesne odkrycie. Wobec tego, zostawiwszy konie i nowego jeńca pod strażą dwóch Mimbrenjów, w dalszą drogę ruszyliśmy piechotą.
Oczywiście, szliśmy nie łąką otwartą, ale pod osłoną drzew. Po upływie mniej więcej dziesięciu minut, odezwał się Player:
— Jeszcze kilkaset kroków, master, a dojdziemy do małego stawu, przy którym obozują Yuma.
— Dobrze! Pragnę okazać, że mam do was zaufanie. Właściwie powinienbym was tutaj zostawić, gdyż możecie pomieszać nam szyki; mimo to wezmę was ze sobą, tylko ostrzegam: jeśli napad nie uda nam się z waszej winy, to kreska nad wami!

111