Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzał nawet na hrabiego; miało się wrażenie, że nie rozumie rozmowy. Wszedł do jadalni wyniosły, milczący.
Unger natomiast zwrócił się do Alfonsa:
— Czy pan jest hrabią Alfonso de Rodriganda?
— Tak jest — wyczekująco odpowiedział zapytany.
— Doskonale! Don Arbellez zapomniał sennora nam przedstawić. Wyzywam pana! Proszę wybierać: szpady, pistolety, czy karabiny?
— Mam się bić? — zapytał hrabia z najwyższem zdumieniem.
— Oczywiście! Gdybym został obrażony przed wejściem do tego domu, zabiłbym pana jak psa. Ponieważ stało się to tutaj, muszę mieć wzgląd na panie i na gospodarza. — Proszę wybierać rodzaj broni!
— Mam się bić? Z wami? Na Boga, kimże jesteście? — Zwykłym strzelcem, włóczęgą! Pah!
— Więc nie? W takim razie powiem wam, że jesteście łajdakiem, tchórzem godnym pogardy!
Unger wszedł do jadalni. Alfonso stał na progu, jak osłupiały. Po chwili rzekł do Arbelleza:
— I to pan znosi?!
— Ha, jeżeli hrabia znieść może... No chodźże Emmo, chodź Karjo! Nasze miejsce tam, przy ludziach honoru!
— Co za nikczemność! Zapamiętam to sobie, Arbellez!
— Doskonale!
Starzec wszedł do sali jadalnej wraz z obydwiema paniami. Emma, przechodząc obok Alfonsa, rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i rzekła:
— Podły!
Indjanka wyszła za nią ze spuszczonemi oczami.

33