Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

hrabia. — Proszę przypatrzeć się tym ludziom. Wykluczone, abym został z nimi pod jednym dachem! Trącą lasem i mułem. Musiałbym natychmiast wyjechać!
Hacjendero wstał; oczy zabłysły mu gniewem.
— Nie będę hrabiego zatrzymywał — rzekł. — Ci panowie uratowali mi córkę i jej przyjaciółkę, dlatego są moimi najmilszymi gośćmi.
— A więc tak?
— Nieinaczej!
— Więc nie jestem tu panem i władcą?
— Nic mi o tem nie wiadomo!
— Nie?! — zasyczał Alfonso. — Któż więc jest tu panem?
— Hrabia Fernando. A sennor jesteś tylko gościem. Zresztą nawet hrabia Fernando nie miałby głosu w tej sprawie. Jestem dożywotnim dzierżawcą folwarku. Któż zabroni przyjmować mi u siebie, kogo zechcę?
— Do djabła, to brutalne!
— Nie; brutalną była tylko niegrzeczność i bezwzględność hrabiego wobec moich gości! Jeżeli hrabiemu nie podoba się zapach lasów i moczarów, którego zresztą wcale nie czuję, to nie wiem, czy tym panom zkolei podoba się zapach perfum hrabiego, który, niestety, czuję aż nazbyt! Poproszę teraz moich gości do jadalni. — Pan, hrabio, możesz iść z nami, albo nie iść, jak się sennorowi podoba!
Po tych słowach don Pedro otworzył drzwi do jadalni naoścież i niskim ukłonem zapraszał swych gości. Indjanin stał przez cały czas rozmowy don Pedra z Alfonsem bez ruchu, jakby wykuty z kamienia; nie spoj-

32