Strona:Karol May - Tajemnica Miksteków.pdf/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyciągnął nóż, by zabić wroga i oskalpować, ale hrabia zatrzymał go słowami:
— Zasługuje na inną śmierć!
— Masz rację — odparł Czarny Jeleń. — Prędko do koni!
— Do koni? Niema ich przecież!
— Niema?
— Tak. Przestraszyły się rakiet i pochodni.
— Uff! W takim razie uciekajmy pieszo!
Wzięli Apacza pod ramiona i powlekli po ziemi.
Czas był najwyższy. Bawole Czoło bowiem zauważył, że Apacz wyskoczył za Czarnym Jeleniem i zrozumiał, jakie mu grozi niebezpieczeństwo. Zorganizował więc wypad na folwark w poszukiwaniu towarzysza. Niestety, nigdzie go nie można było znaleźć...
Niedźwiedzie Serce leżał omdlały przez kilka godzin. Gdy otworzył wreszcie oczy, ujrzał najpierw ognisko, a potem gromadę dzikich czerwonych postaci, pochylonych nad niem. Niedźwiedzie Serce był związany; po jego prawej ręce siedział Czarny Jeleń, po lewej hrabia Alfonso.
Zauważywszy, że Apacz otwiera oczy, hrabia rzekł:
— Zbudził się nareszcie!
Oczy Indjan, siedzących przy ognisku, zwróciły się ku jeńcowi. Wszyscy słyszeli o Niedźwiedziem Sercu, wszyscy znali głośne i sławne jego imię, ale tylko niewielu widziało go na własne oczy. Był spokojny tym granitowym spokojem, który cechuje Indjanina. Głowa bolała go od ciosu hrabiego; pamiętał jednak o wszystkiem, co zaszło.

108