Strona:Karol May - Szut.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   78   —

bardzo wydłużoną. Wogóle wszystko było w niej długie. Ostry, jak sierp zakrzywiony nos, spiczasta, ku dołowi wydłużona dolna szczęka, szerokie usta bez warg i zębów, wielkie, podobne do szmat uszy, blizko siebie położone małe oczy i głębokie zmarszczki, w których brud można było namacać, to wszystko działało odpychająco. Na głowie nic nie miała. Rzadkie włosy, z pod których przezierała skóra, podobna do łuski rybiej, były niezaplecione i zwisały w pomierzwionych, kołtunowatych kosmykach. Pomyśleć sobie do tego niewypowiedzianie brudną koszulę, tak samo czyste, związane w kostkach, spodnie kobiece i dwie chude, jak u szkieletu, stopy, które nie widziały chyba nigdy kropli wody, a można będzie uwierzyć, że ta nieporównana Guszka wyglądała całkiem jak starożytna Gorgona lub Furya.
Zadrzałem niemal, gdy przemówiła. Głos jej chrapliwy brzmiał zupełnie tak, jak gdyby zakrakała rozgniewana wrona.
— Czego chcecie? Kto jesteście? Po co się zatrzymujecie? Jedźcie dalej! Udawała, że chce drzwi zamknąć, ale nasz przewodnik wsunął się w nie i rzekł:
— Dalej jechać? Nie, tego nie uczynimy. Zostaniemy już tutaj.
— To nie może być! Nie macie tu czego szukać. Nie przyjmuje u siebie nikogo obcego!
— Ja przecież nie jestem obcym. Znasz mnie chyba!
— Ale tamtych nie.
— To moi przyjaciele.
— Ale nie moi.
Ona starała się wypchnąć go na dwór, a on bronił się przed tem, oczywiście pozornie.
— Bądźże rozsądną, Guszko! — prosił. — Nie żądamy od ciebie niczego daremnie. Zapłacimy dobrze i uczciwie za wszystko.
To poskutkowało widocznie, a przynajmniej tak powinno się było nam wydać. Przybrała mniej odporną postawę i spytała: