Strona:Karol May - Szut.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   70   —

Dopiero, gdy go zapytałem o powód tego zamknięcia się w sobie, chcąc go trochę podrażnić, odpowiedział:
— Żaden naród nie posiada takiego języka, któregoby skarb słów wystarczył do opisania boleści i przygnębienia mej duszy i mego ciała. Dlatego lepiej robię, że wcale się nie odzywam. Muszę czekać cierpliwie, dopóki nie ustanie wzburzenie mojego wnętrza.
Parów, w którym powstała ta boleść, skończył się, a przed nami ukazała się wązka, ale jak się zdawało, bardzo długa równina, pokryta trawą i przerżnięta strumieniem. Tu i ówdzie rosło kilka krzaków malin i ożyn z mnóstwem ponętnych jagód o zdumiewającej wielkości. Gdyby nie spóźniona pora, bylibyśmy zeszli z drogi, by się uraczyć.
— Nad tym strumykiem leży chata Junaka — objaśnił konakdżi. — Dostaniemy się do niej za kwadrans.
Tu mogliśmy jechać obok siebie, ponieważ było dość: miejsca. Puściliśmy konie cwałem. Nawykły do baczenia na wszystko nawet w jeździe najszybszej, starałem się i teraz otoczenie mieć na oku. To też zaprzątnęła wnet i moją uwagę pewna okoliczność, która skłoniła mnie do wstrzymania konia. Towarzysze uczynili to samo.
— Co zobaczyłeś? Co jest w tych zaroślach? — zapytał Halef.
Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie wspomniane krzaki i czołgające się gałęzie były tak gęste, że człowiek nie mógł się przez nie przedostać bez nadzwyczajnego wysiłku. Mimo to były w nich wyrwane przejścia, krzyżujące się wielokrotnie.
— Czy nie widzisz, że ktoś był tutaj? — odpowiedziałem Halefowi.
— Widzę. Czy to podejrzane? Ktoś zbierał jagody.
— Mógł je tu znaleźć o wiele łatwiej dokoła. Nikt rozsądny nie będzie się tam i napowrót przebijał, skoro to, czego szuka, może mieć bez trudu.
— Widoczne przecież, że ten ktoś szukał tylko jagód. W przejściach, które utworzył, są one pozrywane na długość ręki ludzkiej.