Strona:Karol May - Szut.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   309   —

— Czemu?
— Gdyż byłoby to obelgą, której nie przebaczyłby mi nigdy. Nie chcą utracić jego przyjaźni.
— Jesteś więc przyjacielem koniokrada? Wstydź się!
Splunął przedemnie.
— Zaprzestań tego, stareszinie! — upomniałem go — Ja zachowują się wobec ciebie uprzejmie, a ty pokazujesz mi zato ślinę ust twoich! Jeśli się to stanie raz jeszcze, to użyję innych słów, które lepiej będą odpowiadały twemu postępowaniu z nami.
To powiedziałem już ostrzej. Szut zmierzył mnie od stóp do głów, poczem odkaszlnął i zrobił ręką ruch, jakby chciał podsycić gniew stareszina. Udało mu się, gdyż głowa miejscowości odparła:
— Jakbyś przemówił inaczej? Uważaj, że na żadną gburowatość nie pozwolą i surowo ją ukarzę. Splunąłem przed ciebie, ponieważ nazwałeś swym przyjacielem koniokrada. Mam do tego takie prawo, że jeszcze raz to uczynię. Patrz, to znowu dla ciebie! Złożył usta, ja zaś postąpiłem szybko o krok i palnąłem go w twarz tak serdecznie, że się zatoczył na ziemię. Następnie wyjąłem rewolwer, a towarzysze chwycili za broń natychmiast, Szut także dobył pistoletu.
— Precz z bronią! — huknąłem na niego. — Co ciebie ten policzek obchodzi?
Posłuchał mimowolnie. Tak jak ja, nikt nań jeszcze nie krzyknął.
Stareszin się podniósł tymczasem. Sądziłem, że dla zemsty dobędzie z za pasa noża, który u niego zauważyłem.
Ale samochwalcy są tchórzami zazwyczaj, gdy przychodzi do poważnej rozprawy. Z braku odwagi własnej zwrócił się pokrzywdzony do Szuta:
— Czy pozwolisz na to, żeby mnie znieważano, gdy ujmuję się w twojej sprawie? Spodziewam się, że tę obelgę, która ciebie powinna była spotkać, pomścisz natychmiast!
Wzrok Szuta przesunął się kilkakrotnie ze stare-