Strona:Karol May - Szut.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   116   —

jest jednem najpoważniejszem we wszystkich ziemskich językach słowem: wiecznością. Ja przynajmniej nie odczuwałem teraz nic, prócz litości nad wrogiem, zgasłym śmiercią tak straszną i bez żalu za grzechy. Halef także powiedział:
— Przebaczamy mu wszystko, co nam uczynił i zamierzał uczynić. Jestem wiernym synem proroka, a ty posłusznym wyznawcą twojej wiary. Nie wolno nam nienawidzić zmarłego; spełnijmy mu ostatnią przysługę i pomódlmy się na jego grobie.
Przy świetle ognia dostrzegliśmy bujne paprocie. Nacięliśmy ich trochę, by dół wyścielić. Spuściliśmy weń potem zwłoki i nakryliśmy znowu paprocią. Halef zapytał:
— Kto odmówi modlitwę? Ty, zihdi?
— Nie. Ja nie jestem mahometaninem. Niech to zrobią jego przyjaciele!
— Nie jesteśmy jego przyjaciółmi — oświadczył konakdżi. — Mnie jest to obojętne, czy nad jego grobem odmówi się surę śmierci, czy nie. Nie dbam także o to, czy ten, kto ją wygłosi, jest mahometanin, czy chrześcijanin. Ja się modlić nie umiem. Nie mam do tego zdolności i nie znam Koranu na pamięć. Od Junaka tem mniej można tego wymagać.
— Dobrze, wobec tego ja się pomodlę — rzekł Halef. — Ty zaś, zihdi, odmówisz najpierw fathę, wstęp do Koranu, która musi poprzedzić każdy obrzęd. Zgadzasz się?
— Owszem.
— Więc odmów ją, lecz w narzeczu proroka. Zmarły był w świętych miejscach i pił wodę ze źródła Cem-Cem. Jego grzeszna dusza znajdzie może łaskę u Allaha, skoro usłyszy z ust twoich dyalekt, którym archanioł Czebrail[1] rozmawiał z prorokiem. Ja nie potrafię nim tak mówić jak ty. Uklęknijmy więc do modlitwy.

Wszyscy uklękli nad grobem i zwrócili twarze ku

  1. Gabryel.