Strona:Karol May - Szut.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   104   —

Potem podrepce na lewo do wody, aby sobie popić porządnie i pójdzie na spoczynek.
— Ależ my nie możemy tak czekać godzinami!
— Nie zamierzam też tego. Zaczekam tylko, dopóki się nie podniesie. Robi to chętnie podczas jedzenia. Staje przytem na tylnych łapach, a przedniemi pysk sobie wyciera.
Wtenczas zobaczymy go lepiej, niż teraz. Przedtem strzelać do niego byłoby największem głupstwem, gdyż trudno odróżnić jego ciało od koniny i od ziemi.
— O i owszem i owszem! Widzę go tak dobrze, że wystrzelę.
Wiercił się niespokojnie, wreszcie przyłożył nawet kolbę do policzka.
— Precz ze strzelbą! — szepnąłem doń gniewnie.
Odjął strzelbę, ale był taki podniecony, że niepotrafił ani chwili uleżeć spokojnie. Takiem zachowaniem mógł zdradzić naszą obecność, gdyby kamień mchem nie był porosły.
Niedźwiedziowi uczta smakowała widocznie. Siorbał i mlaskał, jak źle wychowane dziecko nad miską zupy. Co prawda, nie tylko dzieciom można wytknąć takie zachowanie. Wystarczy nieraz zasiąść do hotelowego table d’ hote’u, a usłyszy się dość takich siorbiących i mlaskających niedźwiedzi.
Miśko był istotnie smakoszem. Rozgryzał od czasu do czasu rurę i wysysał szpik, co dość wyraźnie słyszałem.
W tem nastąpiła pauza. Mruknął z zadowoleniem, wbił łapy w mięso, aby się dotykiem przekonać o różnej jakości kawałków. W reszcie się wyprostował.
Zanim usiadł napowrót, wstał i opadł kilkakrotnie. Gdy niedźwiedź podnosi się podczas takiej pauzy, powiada. Indyanin o nim, że „nadsłuchuje do żołądka“. Ta chwila najlepiej się nadaje do strzału. Złożyłem się.
Teraz widać było dobrze postać zwierzęcia. Niedźwiedź był, jak to przypuszczałem, olbrzymi. Gdyby jego koła towarzyskie postąpiły na tyle w rozwoju społecz-