Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.2.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tomiast wyraźnie widział ślad, starannie wydeptany przez Old Shatterhanda i towarzyszów. Nie poprzestał na tem, lecz pojechał dalej, na znaczną dosyć odległość.
— Do pioruna! — zaklął Jemmy.
— Nie dojedzie chyba do miejsca, gdzieśmy zawrócili. Wówczas wykryłby naszą obecność.
— W tym wypadku nie wróci do swoich — oznajmił Old Shatterhand.
— Jakże uniknie pan szmeru?
— Dzięki tej oto broni — odparł, wskazując na lasso.
— Pętla musiałaby trafić dokładnie na szyję i ściągnąć ją, aby nie mógł krzyknąć. Zadanie piekielnie trudne. Czy zdoła pan tego dokonać, sir?
— Nie kłopotaj się pan! Wyciągnij dziesięć palców i powiedz, który mam schwytać lassem, a przekonasz się, że schwytam. Stąd, z góry, nie widać, jak daleko zajedzie. Muszę zejść nadół. Zachowujcie się cicho, ale skoro usłyszycie lekkie gwizdnięcie, pośpieszcie za mną!
Zszedł nadół, trzymając lasso wpogotowiu. Na dole zobaczył ku swej radości, że Upsaroca zawrócił. Shatterhand ledwo zdążył ukryć się za wielkim głazem. Jeździec pomknął w galopie i znikł za krawędzią wąskiego kanjonu.
Old Shatterhand gwizdnął, i towarzysze zeszli ze skały. Przynieśli obie jego strzelby oraz zielone gałązki, które zostawił na górze. Podszedł

104