Strona:Karol May - Syn niedźwiednika Cz.1.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To się najsamprzód odrazu samo przez się rozumie. Naprzykład właśnie o mamutach mogę panu udzielić najlepszych informacyj.
— Czy aby widział pan taką bestję?
— Nie, gdyż wówczas, przed stworzeniem świata, nie byłem zameldowany w obecnej policji. Lecz nauczyciel znalazł, mamuta w starych rękopisach. Jak, myśli pan, było wielkie owe zwierzę?
— Znacznie większe od słonia.
— Słoń? Daleko mu! Kiedy mamut wspinał się na kamień i spoglądał nadół, aby obejrzeć ten kamień, wówczas najsamprzód kamień ten był egipską piramidą. Miarkuje pan sobie wielkość takiego zwierzaka! I kiedy mucha siadała na końcu ogona, to dopiero po czternastu dniach dochodziło to do rozumu mamuta. No, wyobraź pan sobie długość takiego stworzenia, mociumdzieju!
— Do piorunów! — rzekł z podziwem Jemmy. — A jak pan to wie dokładnie!
— Tak, tak. Gdyby to w owym czasie nie wybuchł spór o ulubione słówko ojca Wrangla, to molens polens dociągnąłbym do akademji leśniczej, a nie pędziłbym po Dzikim Zachodzie i nie kusztykał od strzału Siouxów.
— Ah, więc nie urodził się pan kulawy?
Frank spojrzał na Grubasa z wyrzutem:
— Urodził się kulawy? Póki siebie pamiętam, zawsze miałem zdrowe nogi. Ale kiedy

87