Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przed samym wieczorem. Nie mieliśmy bynajmniej zamiaru nocować w khanie, a to z powodu robactwa; zatrzymaliśmy się jedynie, aby napoić konie, i ruszyliśmy w dalszą drogę do khanu Iskenderijeh; tu dopiero zsiedliśmy z koni i, uwiązawszy je, rozłożyliśmy nasze derki do noclegu.
Przez całą drogę nie natknęliśmy się na ani jednego pielgrzyma-szyitę, nie napotkaliśmy żadnego konduktu pogrzebowego, mimo to, gdy rozsiedliśmy się już na ziemi, Halef zauważył:
— Czy nie czujesz niczego, sihdi? Wydaje mi się wciąż, jakbyśmy znajdowali się w obrębie morowego tchnienia karawany śmierci. Czy nie doznajesz tego samego wrażenia?
— Literalnie takiego samego — odparłem. — Wspomnienia działają na nasze powonienie. Nie widzę już wprawdzie przeciągających koło nas karawan śmierci, lecz jeszcze je czuję wyraźnie. To było okropne, doprawdy okropne, nic też dziwnego, że nosy nasze nie zapomniały do dziś dnia tego trupiego odoru który tak długo zmuszone były wdychać.

7