Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdzie w razie nieobecności będę go mógł odszukać.
— Jeśli go tam nie będzie, będziesz musiał na niego zaczekać. Zarośla przy Hilleh dość są wysokie i gęste, aby ukryć ciebie i wszystkich, kogo tam zastaniesz. Żaden człowiek nie zagląda w nie do dziś dnia, odkąd zdarzyło się tam to wielkie morderstwo. Aby się tam dostać, trzeba wszak jechać dwie godziny przez rozpalone piaski, po których, według wierzenia mieszkańców Hilleh, błądzą dniem i nocą dusze zamordowanych. Będziesz tam, o Panie, bezpieczniejszy niż w zamku Ibrahima[1].
— Dobrze. Nie macie mi zatem istotnie nic więcej do powiedzenia?

— Nie. Chociaż... ach, prawda! Przypominam sobie, Sefir powiedział, że nie wiesz jeszcze o pewnej rzeczy i nieświadomość ta mogłaby zaszkodzić ci w drodze. Mianowicie, w związku z karwan-i-Piszkhidmet baszi Sefir zawarł sojusz z Beduinami ze szczepu Ghazai; jeden ich oddział rozproszył się tu po okolicy

  1. Abrahama.
50