Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cach nieboszczyka. O ile widok zwierząt niepomiernie objuczonych, okrutnie bitych i poniewieranych, poranionych i poobcieranych do krwi, wzbudza mimowolną litość, o tyle ludzie ci, opętani fanatyczną furją, wyzywający i plwający obelgami na prawo i lewo, niebardzo zasługują na współczucie. Wszystko, co nie szyickie, mają w największej pogardzie, i każdy grymas ich twarzy, każdy ruch ich ciała, gest ich rąk jest już obelgą dla każdego, w kim widzą inowiercę. Im dalej od czoła karawany, tem nędzniejsze składają się na nią postacie. Kolejno ciągną biedni, najbiedniejsi, żebracy, wreszcie maruderzy i motłoch. Ci idą boso, w łachmanach, często posiadając za całe odzienie jedną szmatę, którą okrywają swe największe rany. Kusztykają o laskach i kulach, podpierając się staremi strzelbami i odłamkami pik; ale oczy ich błyszczą dumą i bezgraniczna pogarda bije z odrażających zmarszczek ich twarzy. Oni jedyni dostąpili łaski Allaha, ich jednych, wysłańców niebios, przeznaczył Allah dla wieczystej szczęśliwości, kto

25