zmuszałeś mnie wiele razy do tego, ażebym cię zabrał?
— Tak, to moja własna wina, że cała moja istota znajduje się w najgorszej udręce; ale żadna więcej siła na ziemi nie zdoła mnie zmamić do tego miejsca, gdzie zagłada czyha na organ powonienia!
— A więc będziesz na mnie tutaj czekał?
— Czekać? Jakto?
— No, bo znowu tam pójdę, skoro tylko tuman się rozproszy.
— Znowu? Teraz? Czy jesteś przytomny, effendi? Zastanów się, co robisz! Jeżeli sam naskutek przeraźliwego zapachu tak się skręcasz, że twoje wnętrzności na wierzch wyłażą, a twoja skóra wciąga się do wewnątrz, to napróżno wymagasz ode mnie aż tyle wytrwałości, ażeby razem z tobą przedsięwziąć drogę powrotną!
— Myślę tak samo; mimo to muszę tam powrócić, aby się dowiedzieć bliższych szczegółów.
Strona:Karol May - Sillan III.djvu/118
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
116