Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan III.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Możesz; ja jednak będę rozkoszować się dłużej tym miłym zapachem, bo chcę podążyć za karawaną.
— Podążyć? Poco?
— Muszę wiedzieć, co to za ludzie i czego tutaj szukają.
— Och, sihdi, niech robią, co chcą! Co za korzyść będziesz miał z tego, że twoje oczy ich zobaczą, a twój nos będzie na wieki zapowietrzony!
— Stan mego powonienia musi mi być, niestety, teraz obojętny, jestem przekonany, że tu doprawdy chodzi o „trupy“, których oczekuje Sefir.
— W najlepszym razie są to zwykłe trupy, transportowane do Kerbeli albo Meszhed Ali.
— Nie! Wysłannik wspominał o nich w sposób osobliwy. Poza tem, zwykłe trupy transportowanoby zwykłą drogą, a nie tak tajemniczo wzdłuż Eufratu, po kanale, a potem na ludzkich barkach aż do tego miejsca.
— A więc, doprawdy, idziesz za nimi?
— Tak.

104