Strona:Karol May - Sillan I.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieprzytomnych i ich zdumienia, że nie udało im się ani nas wychłostać, ani pozabijać. Spłoną rumieńcem wstydu, a potem zbledną jak chusty. Gniew zacznie zżerać ich serca, złość nadweręży wątrobę i płuca. Nerki pękną z wściekłości, wnętrzności zaś... Czekaj, dokąd idziesz?
— Wychodzę. Będę spał pod gołem niebem. A ty sobie gadaj dalej!
— O, sihdi, jesteś dziwnym człowiekiem! Kto może zasnąć odrazu po takiem zwycięstwie, ten nie wart zwycięstwa. Sen jest mordercą sławy, końcem poczucia honoru. Najodważniejszy człowiek staje się we śnie gnuśny...
Nie słyszałem dalszych słów. Opuściwszy za sobą zasłonę, udałem się do swego konia, który czekał na mnie pod szałasem. Przywitał mnie cichem zadowolonem parsknięciem. Szepnąłem mu do ucha codzienną surę. Wkrótce usnąłem. Po dwóch godzinach Halef mnie zbudził.
— Wstawaj, sihdi! — rzekł. — Dwie godziny minęły. Przekonam się, czy po-

97