Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sillan I.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stacie, przewijające się we śnie, wiedzą coś o sławie, którąśmy dziś zdobyli na jawie.
— Cóż się dzieje z Persami? — zapytałem, podnosząc się.
— Oprzytomnieli, ale zachowują się zupełnie niezrozumiale.
— Jakto?
— Nie chcą przyznać, że przewyższamy wszystkich bohaterów świata i że nikt na świecie nie dorówna nam mądrością i walecznością.
— Ach, tak! Palnąłeś im pewnie sążnistą mowę?
— Masz coś przeciwko temu?
— Tak. Powinieneś był milczeć.
— Milczeć? O, sihdi, nie masz pojęcia o darze wymowy, w którą mnie wyposażyła natura. Czy mogę milczeć, gdy ten dar otwiera mi usta? Czy mogę połykać słowa, które spływają z języka jak młode lwy, czy mogę psuć sobie w ten sposób wspaniałe trawienie? Wierz mi, drogi sihdi, w sztuce krasomówczej mam więcej doświadczenia od ciebie. Mam na-

98