Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gospodyni nie wracała. Spokojny dotychczas Franio wpadł w szewską pasję; wstał i wyszedł do kuchni. Po chwili rozległy się stamtąd ostre tony niezbyt regularnego duetu. W pierwszej części dominował krzykliwy dyszkant, któremu od czasu do czasu odpowiadał łagodny bas; w drugiej stosunek głosów zmienił się nieco; bas rozbrzmiewał teraz pełnemi kadencjami, sopran zaś wypuszczał cienkie trele. Nie ulegało wątpliwości, że gospodyni dała z kuchni nogę. Po chwili zjawił się rozpromieniony Franio.
— Poszła do sąsiadki, by się u niej wykrzyczeć — wyznał, a wyznanie to napełniło nas dumą. — Tymczasem możemy tu robić, co się nam podoba. Uwaga!
Podał przybyszom do połowy opróżnioną miskę z fasola i przysunął również półmisek z mięsem, oraz podał pełną flaszkę wina. Potem usiadł obok nich i rzekł do nas:
— Chodźcie tu, panowie studenci! Pomówimy z tymi poczciwymi ludźmi o Ameryce. Mąż pisał do tej kobiety, może dowiemy się więc czegoś nowego o tym kraju. — Ameryka pana interesuje? — zapytał Carpiona.
— Ależ tak, oczywiście! Za oceanem mieszka jeden z moich krewnych, który pisuje od czasu do czasu do rodziców.
Nie mogłem się nigdy dowiedzieć, co to za krewny. Osłaniał go mgłą tajemniczości, od czasu do czasu oświetlając postać amerykańskiego kuzyna trzema błyskawicami. Dowiedziałem się więc, że kuzyn mieszka w Eldorado, jest miljonerem, i że Carpio jest jego jedynym spadkobiercą.
Franio wyznał szczerze, że Eger i Karlsbad są mu o wiele lepiej znane, aniżeli państewka i terytoria Stanów Zjednoczonych. Carpio postanowił go więc oświecić i zaczął recytować wszystko, co o Ameryce wiedział z geografii. Franio słuchał z niesłychaną uwagą, ja z roztargnieniem, przybysze zaś, zajęci zaspakajaniem głodu, nie interesowali się wcale wyli-

37