Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

odrazu całej prawdy i wpłynąć nań serdeczną perswazją.
Jechaliśmy przez równinę, można więc było galopować obok siebie i swobodnie rozmawiać. Amor Sannel myślał tylko o swojej strzelbie i dopytywał się z niezwykłą ciekawością, w jaki sposób i dzięki jakim okolicznościom broń jego dostała się w moje ręce. Opowiedziałem mu o konkursie strzeleckim, nie wymieniając, oczywiście, miesjcowości, w której strzelanie się odbyło. Gdym mu opowiedział, jak wspaniałe rezultaty osiągnąłem w tym popisie, rozpłynął się cały w zachwycie. Nie zatrzymując się na szczegółach, opowiedziałem mu pokrótce o spotkaniu obecnego właściciela strzelby nad Lake Jone i o tem, co się stało dalej.
Jaki zbieg okoliczności — pędzimy właśnie za śladami tego człowieka! — rzekł starzec, gdym skończył. — Ciekaw jestem, czy kupił strzelbę od złodzieja.
— Mojem zdaniem, sam jest złodziejem.
— Tak? Jeżeli to prawda, poznam go natychmiast. Od tej chwili Szoszoni przestali mnie interesować; niech sobie robią, co chcą. Muszę odzyskać strzelbę; nie odstąpię od śladów, dopóki się nie policzę z tymi szubrawcami. Jakie to szczęście, żem was spotkał, mr. Shatterhand! Cóż jednak będzie z panem, mr. Stiller? Sądzę, że pan nie zechce uganiać się za moją ukochaną strzelbą; spotkanie z Szoszonami jest przecież dla pana stokroć ważniejsze ze względu na pańskie skóry.
— Mylicie się. Jazda z wami zajmie najwyżej dwa dni; to drobiazg; zdążę jeszcze do Avaht-Niaha. Skoro siedziałem tak długo u Gawronów, kilka dni nie gra wielkiej roli.
— Dziękuję wam! Gdy się ma do czynienia z tego

424