Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/429

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Fourche River, dałem się wywieść w pole i zostałem z nimi. Następnej nocy ulotnili się wraz z moją strzelbą. Napróżno szukam ich dotychczas; ale biada, jeżeli natrafię na ich ślady. Dlaczego pytacie o strzelbę?
— Bo, bo... Ale powiedzcie naprzód, skąd przybywacie i dokąd się udajecie?
— Tym razem przybywam z Sand Hills, gdzie spotkałem tego gentlemana; udaje się tam, dokąd i mnie bogi prowadzą, to jest do Szoszona Avaht-Niaha. Avaht-Niah powinien być teraz z całem plemieniem w górach Wasatsz.
— Mylicie się. Znajdziecie go w okolicach rzeki Siarczanej i Stobaku.
— To niedaleko stąd! Chcemy go ostrzec. Ten gentleman ma wiadomości, że Gawrony zamierzają napaść na Węże; jedziemy więc, co koń wyskoczy, by uprzedzić Avaht-Niaha o grożącem niebezpieczeństwie.
— To niepotrzebne. Wie o tem od Winnetou, który jest u niego.
— Co, nasz wspaniały Apacz jest u niego? Czemuż to przypisać, żeście nie razem z nim, mr. Shatterhand?
— Przyczyna zupełnie prosta. Jadę do Fremonts Peak po waszą strzelbę — odpowiedziałem.
— Po moją, moją... Poco? — zapytał zdumiony.
— Po waszą strzelbę, systemu Ralling.
— Do licha! Nie rozumiem was! To chyba żarty?
— Nie, mówię zupełnie serjo. Trzymałem waszą broń w ręku; strzelałem z niej nawet. Złodziej, który ją teraz ma u siebie, jedzie przed nami. Ścigamy go, bo mamy z nimi porachunki. Przyłączcie się do nas, mr. Sannel! Jeżeli szukacie Szoszonów, drogi nasze są wspólne.

421